środa, 6 lipca 2016

Dlaczego?

Wyskoczyłam z zimnej wody i otrzepałam się z przyjemnością. Już miałam zamiar dokończyć swoją rozmowę z Andre, ale zauważyłam wymykającą się gdzieś Eli.
Tak, wiem. Głupio szpiegować własną siostrę, ale co ja mogę na to poradzić, że po prostu jestem ciekawska? A jeśli coś jej się stanie? Tego nigdy nie można przewidzieć.
Stawiałam ostrożnie kroki na leśnej ściółce.
Jesień.
Czas, kiedy na ziemi leży pełno suchych liści i praktycznie nie da się szpiegować. Jedynie w moim przypadku jest to możliwe, bo jak się uprę to mogę czynić cuda.
Elinor na szczęście nie oglądała się za siebie (jak zwykle) i nie zauważyła, że wcale nie jest sama. Z moich wyliczeń wynikało, że zmierza w kierunku naszego strumyka. Ciekawe po co? Zapewne ma to związek z Uranem.
Postanowiłam być na miejscu pierwsza i rozejrzeć się nieco. Wyminęłam niezauważalnie Elinor i przyspieszyłam kroku. Rozglądałam się bacznie na wszystkie strony, a kiedy dotarłam do strumyczka ukryłam się w pobliskich krzakach. Czekałam. Czekałam, ale Eli nie nadchodziła. 
Gdzie ona jest?, pomyślałam i zaczęłam węszyć. Na szczęście dzisiaj wiał lekki wietrzyk i przynosił ze sobą różne zapachy. Łącznie z zapachem Elki. Ale nie tylko jej... Tego zapachu nie znałam, ale wiał ze wschodu. Bliskiego wschodu. Czyżby ktoś jeszcze, oprócz Urana, z przeciwnej watahy chciał ją zaszczycić swoją obecnością?
Dreszcz przemknął mi szybko po grzbiecie, a na jego miejsce wstąpił niepokój. Rzuciłam się pędem w stronę skąd wiał wietrzyk i zanurkowałam natychmiast w gąszcz, bo zauważyłam jak moja siostra przeskakuje na drugą stronę granicy, na której stoi Uran.
Wyostrzyłam zmysł słuchu.
- To po co miałam tu przyjść? - spytała Eli i już miała się przytulić do Urana, kiedy on się odsunął. - Coś się stało? - dodała patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Słuchaj, Elka. Jest taka... ten, no... To znaczy... Ojciec... Rozumiesz? I jeszcze ona... Ja...nie...mogę.
- Ona? Ona?! - Elka zaczynała się powoli burzyć. - Jaka ona?! - Wyszczerzyła zęby i nastroszyła sierść. 
- To nie moja wina! To ojciec! On cię zabije jeśli odkryje, że się ze mną spotykałaś! A mnie skaże na wygnanie! Chcesz tego?
- A nie przyszło ci może do głowy, że moglibyśmy odejść ze swoich stad i wreszcie być wolni? Czy może już cię w ogóle nie obchodzę? - usłyszałam ciche łkanie.
- Oj, Eli... - podszedł do niej i przytulił ją czule. - Przepraszam, ale wiesz jaki jest mój ojciec.
- Nie, nie wie. - przerwał im niski i chrapliwy głos. Zza pobliskich drzew wyłonił się stary, nieco przygarbiony wilk. W odróżnieniu od syna był cały rudy i o wiele większy.
- Tata... - wyszeptał z przerażeniem Uran i zerwał się na równe łapy. Nastroszył sierść i zasłonił swoim ciałem Elkę.
- Myślałeś, że nikt nie widzi jak się ciągle wymykasz? Margo od dawna o wszystkim mnie informował. Wiesz na co zasługujesz za taki wybryk. 
Margo? Nie wierzę! On zdrajcą?, myślałam.
Przez cały czas serce waliło mi jak młotem. Rzuciłam się w kierunku stada po jakąkolwiek pomoc. Wiedziałam, że mogą nas wszystkich za to wygnać jeżeli wyda się, że przez cały czas przyjaźniliśmy się z ich miotem, ale ważniejsze dla mnie w tej chwili było życie własnej siostry. Chociaż przyznam, że w głębi duszy czułam dużą satysfakcję, ponieważ moje przypuszczenia okazały się słuszne.
Wpadłam niespodziewanie do jaskini i zawyłam jak najgłośniej. Razem z tatą ustaliliśmy za dawnych czasów, że to będzie taki nasz sygnał S.O.S, a on natychmiast mi tedy przybędzie z pomocą.
Zobaczyłam jak wyłania się z jednego z pomieszczeń i biegnie w moim kierunku razem z Andre. 
- Co się stało? - rzucił zasapany.
- Elka potrzebuje pomocy. - jedynie to zdążyłam powiedzieć zanim odkręciłam się i pognałam w kierunku miejsca zdarzenia.
Wkrótce tata i kilka wilków biegło już za mną.
Kiedy dotarliśmy na miejsce ujrzałam przerażający widok: Uran leżał bezwładnie na ziemi, a Eli była przyparta do podłoża przez przeciwnika.
Nie wahałam się ani chwili dłużej. Skoczyłam na alfę i powaliłam go na ziemię. Przez chwilę leżał oszołomiony, ale natychmiast się otrząsnął i zaczęliśmy się szarpać. W końcu role się odwróciły: to ja leżałam wgnieciona ciężką łapą w ściółkę.
- Ciekawe czy twój tatuś ucieszy się, że będzie miał o jeden pysk mniej do wykarmienia? - warknął drwiąco i zadał mi bolesny cios w pyszczek. 
Przez chwilę widziałam mroczki przed oczami, a potem... Potem każdy dźwięk miał swój osobliwy smak. To było takie dziwne, że aż nierealne. 
Po pewnym upływie czasu wreszcie otworzyłam oczy, bo chyba spałam, i rozejrzałam się niemrawo po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Otoczenie przypominało trochę mój pokój, ale jakim cudem się tu znalazłam? Przecież byłam na terenie Watahy pół-księżyca i w ogóle nie do końca rozumiem co się później działo?
Zauważyłam leżącego obok Andre i Elinor. Oprócz nich w kącie groty stali jeszcze moi rodzice i połowa stada łącznie z Olią i Dako. Wszyscy szeptali między sobą. Ale chyba nie na mój temat?
- Eli...? Co tu się dzieje? - wymamrotałam ledwo słyszalnym głosem. 
Zerknęła na mnie z nagłym uśmiechem na pyszczku i, mimo mojego ogólnego zdziwienia, mocno mnie przytuliła. Syknęłam z bólu, więc natychmiast odskoczyła. Zerknęłam kątem oka na obolałe miejsce. Zauważyłam, że mam głęboką ranę na klatce piersiowej. 
Fajny gość ten tata Urana, drwiłam w myślach.
Przynajmniej co do Elki miałam pewność, że między nami już okey.
- Eli, co tu się dzieje? - powtórzyłam pytanie nieco pewniejszym tonem.
- Wiesz, całkiem nieźle oberwałaś, ofiarując mi swoją pomoc. I potem zemdlałaś. I spałaś jakieś trzy dni. I wszyscy myśleli, że już się nie obudzisz. I Andre się martwił. - Andre dał jej mocnego kuksańca w bok. - I tata też. I jeszcze wygnaliśmy ze stada... - na jej pysk wstąpił wyraz zakłopotania. Nie chciała dokończyć tego zdania, a przez chwilę tak się zapędziła z wyjaśnieniami, że o mały włos by się jej to udało.
Spochmurniała, a ja zaczęłam w myślach kompletować listę członków naszej watahy, którzy mogli w czymś podpaść tacie. Jak na razie to tylko nasza czwórka, a Andre nie należy przecież do nas. Ale nasze rodzeństwo jak na razie widzę w całości, więc kto?
- Eli, nie dokończyłaś. - zaczęłam świdrować ją wzrokiem. Nie znosiła, kiedy to robiłam i zawsze puszczała parę z ust.
- Nie, tym razem ci nie powiem. Rozszarpiesz ojca na kawałki. 
Znaczy, że ten ktoś naprawdę dla mnie znaczył, ale przecież spoza naszej czwórki nie mam nikogo takie...
Przerwałam natychmiast myśli i cała zdrętwiałam. Nie wiem do końca dlaczego. Przez złość? Smutek? A może strach? Jeśli to ona, to Eli ma co do jednego rację: rozszarpię ojca na kawałki. Nie, niemożliwe. Nie mógłby mi tego zrobić. Przecież dobrze wie ile ona dla mnie znaczy.
- Estera? - spytałam najciszej jak się da, jakbym bała się, że usłyszy i poda odpowiedź.
Jednak Elka milczała, a we mnie narastało uczucie nienawiści do własnego taty.
Milczy, czyli jeśli miałaby odpowiedzieć: ,,Nie.'', to już dawno by to zrobiła.
Wbiłam wzrok w ziemię. Poczułam ucisk w dołku. Łzy zaczęły powoli zbierać się w moich oczach, a ja nie starałam się ich pohamować. Chciałam, żeby on zobaczył mój ból. Żeby zobaczył jak mnie tym skrzywdził. Wstąpiła we mnie nagle siła i dźwignęłam się na łapy.
- Alia? Nie! Stój! Nie możesz jeszcze wstawać! A już zwłaszcza się poruszać! - siostra próbowała mnie zatrzymać. Bezskutecznie. 
Sierść sama mi się zjeżyła, a pazury odruchowo wysunęły.
- Alia! Alia...? Co się z tobą dzieje? - głos mojej matki z radosnego przybrał postać przerażonego.
- Ty! Jak mogłeś to zrobić?! Co?! - zbliżyłam się do ojca łamiąc zdecydowanie jego przestrzeń osobistą i spojrzałam mu w oczy, w których teraz malowały się mieszane uczucia. Przywarł do skalnej ściany i na chwilę zapadła głęboka cisza. Wszyscy wyczekująco wbijali w nas swoje spojrzenia.
- O co ci...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! - przerwałam mu natychmiast. - Dlaczego, co?
- Miała wybór. Albo wy, albo ona. Wybrała siebie i dzięki niej jeszcze jesteś w tej watasze. - mówił spokojnie i powoli jakby w ogóle nie obchodziły go moje uczucia.
- Wiedziałeś, że ją kocham! - głos zaczął mi się łamać. - Wiedziałeś, a jednak to zrobiłeś... Nawet nie miałam szansy się z nią pożegnać... - Wszystkie siły momentalnie mnie opuściły, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. - Nienawidzę cię! - wrzasnęłam i wybiegłam z groty.
Kłucie w piersi narastało, ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam stąd uciec. Chyba nawet ktoś za mną biegł, ale zawsze byłam najszybsza ze wszystkich, więc dawno został z tyłu.
Wbiegłam na znane mi dobrze wzgórze i usiadłam zrezygnowana. Wyłam przez chwilę do księżyca i nawet zdawało mi się, że słyszę od Estery odpowiedź. A może to był tylko wiatr?



Opadłam bezwładnie na chłodną trawę i wsłuchiwałam się w odgłosy nocy. Zastanawiałam się jakby to było, gdyby ,,babcia'' wciąż była z nami... Ze mną...
- Nie ma sensu przed tym uciekać. - usłyszałam za sobą głos i natychmiast zwróciłam w tamtą stronę głowę. Za mną stał Andre i wpatrywał się we mnie. Jego głos był ciepły, kojący i wyrozumiały. - Uwierz, nie warto.
- Jakbyś coś o tym wiedział. - prychnęłam.
- Wiem. O wiele więcej niż ci się zdaje. - odpowiedział nadal spokojnym tonem. Podszedł do mnie i położył się obok.
- Straciłeś kiedyś kogoś? - starałam się bezpośrednio na niego nie patrzeć.
- Tak. Matkę. Ale wiem, że chciałaby żebym się o nią nie martwił i żył własnym życiem. U ciebie za pewne podobnie. - rumieniec wlał mi się na pyszczek. 
Pociągnął mnie lekko za ucho i posłał ciepły uśmiech.
- Dzięki. - wykrztusiłam. Nie wiedziałam za bardzo jak się w tej sytuacji zachować. Jeszcze nigdy przy nikim się tak nie czułam. Tak bezpiecznie.
- Może jeszcze kiedyś ją spotkasz?
- Wątpię. - pojedyncze łezki popłynęły strużkami po moich policzkach.
- Najważniejsze, to być odważnym i nie bać się tego co nas czeka i jakie przeszkody rzuca nam pod łapy los, tak? - dotknął delikatnie łapą mojego podbródka i zwrócił moją głowę w swoją stronę. Dopiero teraz zauważyłam jak piękne są jego oczy. Błękitne, głębokie, pełne życia.
- Tak. - szepnęłam w końcu, a on mocno mnie przytulił. Całkowicie zdrętwiałam. Wstydzę się tego typu kontaktów z chłopakiem. Leżałam tak przez chwilę nieruchomo. Polizał mnie czule w policzek i przyłożył swoje czoło do mojego. A ja przez ten czas się zastanawiałam czy tak się czuła Eli, kiedy jeszcze była szczęśliwa, że jest przy niej Uran...

1 komentarz: