piątek, 22 lipca 2016

Ciągłe odejścia i nowy... problem?

- Aliana...? - usłyszałam za sobą głos matki.
- Mamo... - szepnęłam i odwróciłam się w jej stronę.
- Wiesz... Wybacz mu jego zachowanie. Ojciec jest ostatnio poddenerwowany, bo ludzie zagłębiają się coraz dalej w las.
- Masz na myśli... - zadrżałam i przełknęłam głośno ślinę.
- Kłusownicy. - dokończyła.
Wbiłam wzrok w ziemię
- Nie wiesz po co Andre odwiedził naszą watahę? - spytałam, bo od dawna mnie to zastanawiało.
- Nie mam pojęcia. Podobno... - zacięła się jakby nie chciała dokończyć.
- Co? - poganiałam.
- Podobno Andre odszedł od stada i szuka tutaj partnerki dla siebie. - szepnęła, a ja cała się zaczerwieniłam. - Tylko nie wspominaj ojcu o spojrzeniu jakim cię przez cały czas darzy.
- Mamo! - syknęłam zażenowana.
- Myślisz, że jestem ślepa? Przecież widać, że mu się podobasz, ale nie ma do tego prawa. Jeśli już, to może wybrać Elkę albo Olię. Posejdon rozerwie go na strzępy jak się dowie o jego uczuciu do ciebie. - przerwała na chwilę i przytuliła mnie mocno. - Wiem, że to z Esterą wolałabyś o tym rozmawiać, ale... na mnie też zawsze możesz liczyć.
Łezka spłynęła mi po policzku, a za nią kilka kolejnych.
Estera nie żyje... Już nie wróci. Rany są zbyt świeże, żebym mogła o tym z kimś porozmawiać bez rozklejania się. Już teraz poczułam ścisk w gardle.
- Dzięki, mamo. - szepnęłam i odsunęłam się od niej.
- Jesteś moją córką. Zawsze będę przy tobie. - uśmiechnęła się zerknęła na moje ucho. - Co to za nowy znak?
- To... nic takiego. - wybąkałam i szybko dodałam:- Muszę już iść. Chcę pogadać z Eli.
- Oczywiście.
Odwróciłam się i pognałam na pobliską łąkę. Wiedziałam, że tam musi być moja siostra. Wybiegłam z gęstwiny drzew i zauważyłam Elinor odwróconą plecami do mnie. Głowę miała uniesioną w kierunku zachmurzonego nieba. Zbierało się na deszcz.
Zaczęłam się skradać w jej kierunku i w pewnej chwili wybiłam się wysoko w górę i przycisnęłam ją łapami do ziemi.
- Mam cię! - krzyknęłam i parsknęłam śmiechem.
Kiedy odwróciła głowę zauważyłam, że wcale nie jest jej do śmiechu. Wstała i usiadła z powrotem na miękkiej trawie, wpatrując się w niebo.
- Ej, co jest? - zaczęłam.
- Kiedy byłyśmy małe wszystko zdawało się być takie łatwe. Teraz...
- Teraz jesteśmy nastolatkami. - dokończyłam i dotknęłam łapą nowego znamienia.
- Właśnie.
- Ale zawsze jesteśmy razem, prawda? I się wspieramy. - zauważyłam, że lekko drży. Zawsze tak się zachowywała, kiedy chciała coś przede mną ukryć albo po prostu bała się o tym powiedzieć.
- No właśnie, co do tego ,,razem''. Ja... Ojciec Urana wyrzucił go ze stada i teraz to Margo zostanie alfą, a Ur zaproponował mi... to znaczy... Odchodzę ze stada. - ucięła szybko.
- Z nim? - szepnęłam i głos zaczął mi się łamać.
Ona... zamierza odejść? Jest moją przyjaciółką! Jak może?!
- Jesteś alfą, a ja? Nie jestem nikim ważny.
- Nikim ważnym?! Jesteś moją siostrą! - wybuchłam. - Jak możesz? Oprócz ciebie nie mam tu już żadnych przyjaciół, a Olia i Dako staną się nieznośni wobec mnie! Jak-jak możesz?! - zaczęłam płakać, a ona przytuliła mnie odruchowo.
- Nie pożegnasz się z innymi? - chlipałam.
- Wtedy bardziej by bolało. Z resztą...
- Eli? - przerwał jej łagodny głos. Zobaczyłam jak z zasłony drzew wyłania się sylwetka Urana.
- Jestem umówiona. - dokończyła Elka.
Spuściłam głowę i odsunęłam się od niej. Pociągnęła mnie lekko za ucho i postarała się uśmiechnąć.
- Hej, nie smuć się. Andre na pewno zawsze będzie przy tobie. - dodała śmiejąc się cicho. - Na pewno odpowiem ci na nocne wycie.
- Kocham cię. Jesteś jedyną taką siostrą jaką miałam i przyjaciółką.
- Elinor! - zawołał ponaglająco Uran i Elka uścisnęła mnie na pożegnanie.
Patrzyłam jak znikają w gęstwinie krzaków. Wtedy ostatni raz ją widziałam.
- Pa. - rzuciłam na pożegnanie, chociaż ona i tak była już daleko.
Wróciłam powolnym krokiem ze zwieszoną głową do jaskini.
- Alia! - zobaczyłam podbiegającego do mnie Andre. - Wszystko okey?
Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Tak. - skłamałam i uśmiechnęłam się. Przy nim czułam się szczęśliwie. Trudno mi było przy nim się smucić. Sprawiał, że od razu zaczynałam się rumienić.
- W takim razie idziesz ze mną. - zaśmiał się i pociągnął mnie za sobą. Biegliśmy chwilę leśną ścieżką aż w końcu zobaczyłam, że przed nami jest wielka łąka, przez którą przepływa okoliczna rzeka.



Podoba ci się? - spojrzał na mnie.
- Jasne! Chodź! - zawołałam i rzuciłam się przed siebie. Deszcz zaczął padać i przyjemnie chłodzić moje futro.
Uwielbiam biec w deszczu przez mokrą, wysoką trawę.
- Ale jaki to ma sens? - usłyszałam za sobą głos Andre.
- Żaden. - parsknęłam śmiechem i skierowałam się w stronę rzeki. Wybiłam się mocno tylnymi łapami i zanurzyłam się w lodowatej wodzie po uszy.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wilk stoi nade mną na brzegu. Podpłynęłam cicho do powierzchni wody. Niespodziewanie wynurzyłam się na powierzchnię, schwyciłam go zębami za kark i wciągnęłam za sobą do wodnej głębi. Był całkowicie zaskoczony.
Dzięki temu, że woda była wyjątkowo czysta widziałam jego naprawdę głupawy wyraz pyszczka. Po chwili jednak wyrwał się z zaskoczenia i zaczęliśmy przepychać się pod wodą.
Wynurzyłam się na powierzchnię i wzięłam głęboki wdech orzeźwiającego powietrza.
On zrobił to samo. Zbliżył się do mnie i położył mi łapę na barku. Wpatrywał się w moje oczy. Chyba trochę za długo, a kiedy jeszcze bardziej zbliżył do mnie głowę zanurzyłam się natychmiast pod wodą. Podążył za mną i przez chwilę krążyliśmy wokół siebie. Uśmiechnęłam się do niego tajemniczo i wyskoczyłam na brzeg. Otrzepałam się z przyjemnością i przy okazji ochlapałam stojącego obok wilka.
Zasłonił się łapą śmiejąc się i położyliśmy się na zmoczonej deszczem trawie. Przestało padać, a na niebie pojawiły się prześwity słońca.
Czułam na sobie spojrzenie Andre. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Co? - spytałam.
- Mówił ci ktoś, że pięknie wyglądasz w deszczu? - zarumienił się i dotknął mojej łapy.
Poczułam, że znów czuję się nieswojo. Kompletnie nie miałam pojęcia co robić.
Zbliżył do mnie pyszczek i chyba miał zamiar mnie pocałować, ale kiedy był już bardzo blisko odsunęłam się gwałtownie i odwróciłam szybko pyszczek unikając jego zdziwionego spojrzenia.
- Przepraszam, ja... Chyba się nieco pospieszyłem. - dokończył zażenowany.
Sama miałam zakłopotany wyraz pyszczka.
- Może... chodźmy już do domu. - powiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Nie do końca wiem czy powinnam cieszyć się z tego, że przynajmniej wiem już co do mnie czuje.
Nie chciałam, żeby pomyślał, że całkowicie nic do niego nie czuję i pomimo wewnętrznego wstydu, kiedy żegnaliśmy się pod moim pokojem liznęłam go delikatnie w policzek i uciekłam zaczerwieniona do wnętrza pomieszczenia.
Kiedy tylko mnie opuścił smutne wydarzenia z dzisiejszego dnia, a w sumie tygodnia, powróciły. Bałam się, że mama w końcu zapyta mnie gdzie jest Elinor i będę musiała jej odpowiedzieć. Teraz spróbuję zasnąć, ale zapewne tym razem w moim śnie pojawi się nie tylko postać Esty, ale też Eli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz