piątek, 22 lipca 2016

Ciągłe odejścia i nowy... problem?

- Aliana...? - usłyszałam za sobą głos matki.
- Mamo... - szepnęłam i odwróciłam się w jej stronę.
- Wiesz... Wybacz mu jego zachowanie. Ojciec jest ostatnio poddenerwowany, bo ludzie zagłębiają się coraz dalej w las.
- Masz na myśli... - zadrżałam i przełknęłam głośno ślinę.
- Kłusownicy. - dokończyła.
Wbiłam wzrok w ziemię
- Nie wiesz po co Andre odwiedził naszą watahę? - spytałam, bo od dawna mnie to zastanawiało.
- Nie mam pojęcia. Podobno... - zacięła się jakby nie chciała dokończyć.
- Co? - poganiałam.
- Podobno Andre odszedł od stada i szuka tutaj partnerki dla siebie. - szepnęła, a ja cała się zaczerwieniłam. - Tylko nie wspominaj ojcu o spojrzeniu jakim cię przez cały czas darzy.
- Mamo! - syknęłam zażenowana.
- Myślisz, że jestem ślepa? Przecież widać, że mu się podobasz, ale nie ma do tego prawa. Jeśli już, to może wybrać Elkę albo Olię. Posejdon rozerwie go na strzępy jak się dowie o jego uczuciu do ciebie. - przerwała na chwilę i przytuliła mnie mocno. - Wiem, że to z Esterą wolałabyś o tym rozmawiać, ale... na mnie też zawsze możesz liczyć.
Łezka spłynęła mi po policzku, a za nią kilka kolejnych.
Estera nie żyje... Już nie wróci. Rany są zbyt świeże, żebym mogła o tym z kimś porozmawiać bez rozklejania się. Już teraz poczułam ścisk w gardle.
- Dzięki, mamo. - szepnęłam i odsunęłam się od niej.
- Jesteś moją córką. Zawsze będę przy tobie. - uśmiechnęła się zerknęła na moje ucho. - Co to za nowy znak?
- To... nic takiego. - wybąkałam i szybko dodałam:- Muszę już iść. Chcę pogadać z Eli.
- Oczywiście.
Odwróciłam się i pognałam na pobliską łąkę. Wiedziałam, że tam musi być moja siostra. Wybiegłam z gęstwiny drzew i zauważyłam Elinor odwróconą plecami do mnie. Głowę miała uniesioną w kierunku zachmurzonego nieba. Zbierało się na deszcz.
Zaczęłam się skradać w jej kierunku i w pewnej chwili wybiłam się wysoko w górę i przycisnęłam ją łapami do ziemi.
- Mam cię! - krzyknęłam i parsknęłam śmiechem.
Kiedy odwróciła głowę zauważyłam, że wcale nie jest jej do śmiechu. Wstała i usiadła z powrotem na miękkiej trawie, wpatrując się w niebo.
- Ej, co jest? - zaczęłam.
- Kiedy byłyśmy małe wszystko zdawało się być takie łatwe. Teraz...
- Teraz jesteśmy nastolatkami. - dokończyłam i dotknęłam łapą nowego znamienia.
- Właśnie.
- Ale zawsze jesteśmy razem, prawda? I się wspieramy. - zauważyłam, że lekko drży. Zawsze tak się zachowywała, kiedy chciała coś przede mną ukryć albo po prostu bała się o tym powiedzieć.
- No właśnie, co do tego ,,razem''. Ja... Ojciec Urana wyrzucił go ze stada i teraz to Margo zostanie alfą, a Ur zaproponował mi... to znaczy... Odchodzę ze stada. - ucięła szybko.
- Z nim? - szepnęłam i głos zaczął mi się łamać.
Ona... zamierza odejść? Jest moją przyjaciółką! Jak może?!
- Jesteś alfą, a ja? Nie jestem nikim ważny.
- Nikim ważnym?! Jesteś moją siostrą! - wybuchłam. - Jak możesz? Oprócz ciebie nie mam tu już żadnych przyjaciół, a Olia i Dako staną się nieznośni wobec mnie! Jak-jak możesz?! - zaczęłam płakać, a ona przytuliła mnie odruchowo.
- Nie pożegnasz się z innymi? - chlipałam.
- Wtedy bardziej by bolało. Z resztą...
- Eli? - przerwał jej łagodny głos. Zobaczyłam jak z zasłony drzew wyłania się sylwetka Urana.
- Jestem umówiona. - dokończyła Elka.
Spuściłam głowę i odsunęłam się od niej. Pociągnęła mnie lekko za ucho i postarała się uśmiechnąć.
- Hej, nie smuć się. Andre na pewno zawsze będzie przy tobie. - dodała śmiejąc się cicho. - Na pewno odpowiem ci na nocne wycie.
- Kocham cię. Jesteś jedyną taką siostrą jaką miałam i przyjaciółką.
- Elinor! - zawołał ponaglająco Uran i Elka uścisnęła mnie na pożegnanie.
Patrzyłam jak znikają w gęstwinie krzaków. Wtedy ostatni raz ją widziałam.
- Pa. - rzuciłam na pożegnanie, chociaż ona i tak była już daleko.
Wróciłam powolnym krokiem ze zwieszoną głową do jaskini.
- Alia! - zobaczyłam podbiegającego do mnie Andre. - Wszystko okey?
Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Tak. - skłamałam i uśmiechnęłam się. Przy nim czułam się szczęśliwie. Trudno mi było przy nim się smucić. Sprawiał, że od razu zaczynałam się rumienić.
- W takim razie idziesz ze mną. - zaśmiał się i pociągnął mnie za sobą. Biegliśmy chwilę leśną ścieżką aż w końcu zobaczyłam, że przed nami jest wielka łąka, przez którą przepływa okoliczna rzeka.



Podoba ci się? - spojrzał na mnie.
- Jasne! Chodź! - zawołałam i rzuciłam się przed siebie. Deszcz zaczął padać i przyjemnie chłodzić moje futro.
Uwielbiam biec w deszczu przez mokrą, wysoką trawę.
- Ale jaki to ma sens? - usłyszałam za sobą głos Andre.
- Żaden. - parsknęłam śmiechem i skierowałam się w stronę rzeki. Wybiłam się mocno tylnymi łapami i zanurzyłam się w lodowatej wodzie po uszy.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wilk stoi nade mną na brzegu. Podpłynęłam cicho do powierzchni wody. Niespodziewanie wynurzyłam się na powierzchnię, schwyciłam go zębami za kark i wciągnęłam za sobą do wodnej głębi. Był całkowicie zaskoczony.
Dzięki temu, że woda była wyjątkowo czysta widziałam jego naprawdę głupawy wyraz pyszczka. Po chwili jednak wyrwał się z zaskoczenia i zaczęliśmy przepychać się pod wodą.
Wynurzyłam się na powierzchnię i wzięłam głęboki wdech orzeźwiającego powietrza.
On zrobił to samo. Zbliżył się do mnie i położył mi łapę na barku. Wpatrywał się w moje oczy. Chyba trochę za długo, a kiedy jeszcze bardziej zbliżył do mnie głowę zanurzyłam się natychmiast pod wodą. Podążył za mną i przez chwilę krążyliśmy wokół siebie. Uśmiechnęłam się do niego tajemniczo i wyskoczyłam na brzeg. Otrzepałam się z przyjemnością i przy okazji ochlapałam stojącego obok wilka.
Zasłonił się łapą śmiejąc się i położyliśmy się na zmoczonej deszczem trawie. Przestało padać, a na niebie pojawiły się prześwity słońca.
Czułam na sobie spojrzenie Andre. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Co? - spytałam.
- Mówił ci ktoś, że pięknie wyglądasz w deszczu? - zarumienił się i dotknął mojej łapy.
Poczułam, że znów czuję się nieswojo. Kompletnie nie miałam pojęcia co robić.
Zbliżył do mnie pyszczek i chyba miał zamiar mnie pocałować, ale kiedy był już bardzo blisko odsunęłam się gwałtownie i odwróciłam szybko pyszczek unikając jego zdziwionego spojrzenia.
- Przepraszam, ja... Chyba się nieco pospieszyłem. - dokończył zażenowany.
Sama miałam zakłopotany wyraz pyszczka.
- Może... chodźmy już do domu. - powiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Nie do końca wiem czy powinnam cieszyć się z tego, że przynajmniej wiem już co do mnie czuje.
Nie chciałam, żeby pomyślał, że całkowicie nic do niego nie czuję i pomimo wewnętrznego wstydu, kiedy żegnaliśmy się pod moim pokojem liznęłam go delikatnie w policzek i uciekłam zaczerwieniona do wnętrza pomieszczenia.
Kiedy tylko mnie opuścił smutne wydarzenia z dzisiejszego dnia, a w sumie tygodnia, powróciły. Bałam się, że mama w końcu zapyta mnie gdzie jest Elinor i będę musiała jej odpowiedzieć. Teraz spróbuję zasnąć, ale zapewne tym razem w moim śnie pojawi się nie tylko postać Esty, ale też Eli.

niedziela, 17 lipca 2016

Początek niezwykłego.

Przymknęłam oczy i trwaliśmy tak w ciszy. Zdawało mi się, że wokół nas nie ma nikogo i niczego.
- Będziesz musiała w końcu ponownie się z nim spotkać. - powiedział nie odsuwając się ode mnie.
Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam mocniej powieki, kiedy obraz kochanej Esty znów zaczął malować się w mojej wyobraźni. Wszystkie chwile spędzone razem z nią przemykały przez moją głowę jedna po drugiej.
- Wiem. - wykrztusiłam w końcu.
- Nie chcesz, to nie myśl na razie o tym. Spróbuj odpocząć. Ja będę obserwował otoczenie. Tak na wszelki wypadek. - powiedział i dodał nieco ciszej: - Ostatnio dziwne rzeczy dzieją się w tych lasach.
Dreszcz przeszedł mi po grzbiecie. Dziwne rzeczy? Może ma na myśli tego wilka, który nas zaatakował? Faktycznie, nie był normalny, ale to była tylko jedna dziwna rzecz. Czyżby zaobserwował ich więcej?
- Śpij. - szepnął i odwrócił głowę w stronę lasu.
Odsunęłam się nieco i położyłam głowę na łapach. Przymknęłam oczy.
,,Dlaczego?'' - to pytanie świdrowało mi umysł za każdym razem, gdy w moim śnie pojawiała się postać ,,babci''.
Obudził mnie cichy szept Andre.
- Wstawaj, księżniczko. Musimy już iść.
Otworzyłam powoli oczy i wbiłam wzrok w ziemię. Zauważyłam, że jest już ranek.
- Nie chcę. - wykrztusiłam.
- Niestety musisz. Po prostu na niego nie patrz. - wstał i pociągnął mnie za sobą w kierunku domu.
Rzuciłam jeszcze ostatnie tęskne spojrzenie w kierunku horyzontu i ruszyłam za nim.

Po paru minutach doszliśmy do jaskini. Ojciec stał na jej czubku i wpatrywał się w naszą parę. Zbiegł po kamiennych stopniach i podszedł do nas.
- Gdzie byłaś? - rzucił niedbale. Był raczej bardziej wkurzony niż zmartwiony.
- Gdzieś. - prychnęłam i weszłam z dumną postawą do jaskini.
- Jeszcze nie skończyłem! - warknął i zagrodził mi drogę, ale ja go wyminęłam i zaszyłam się w swoim pokoju.
Nie widziałam jego reakcji, lecz wydaje mi się, że na pewno się zdenerwował.
Zbadałam dokładnie wzrokiem każdą część pomieszczenia. Każdy najmniejszy zaułek i zauważyłam małą szparkę w jednej ze ścian. Tak naprawdę nie znam do końca wszystkich tutejszych kryjówek, choć odkryłam ich już całkiem sporo.
Jak zwykle ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i zbliżyłam się ostrożnie do wąskiego przejścia. Bardzo wąskiego. Dorosły wilk na pewno nie zdołał by się przecisnąć, ale ja miałam na szczęście dopiero 11miesięcy, więc z łatwością przecisnęłam się do środka.
Przez chwilę ciemność przesłoniła moje pole widzenia, ale oczy szybko przywykły do otoczenia i zaczęłam rozróżniać zarysy ścian. Ostrożnym krokiem ruszyłam przed siebie i zauważyłam pojedyncze malowidła narysowane przez kogoś na podłodze.
Idąc zapatrzyłam się na nie i po chwili grunt pode mną urwał się i chlupnęłam do wody. Zaczęłam histerycznie przebierać łapami, ale ciągle byłam w tym samym miejscu pod wodą. To znaczy, wydaje mi się, że pod wodą, bo nie czułam jej oporu i to mnie całkowicie zbiło z tropu. Przez cały czas wstrzymywałam oddech. Już dłużej nie potrafiłam wytrzymać i musiałam wziąć głęboki wdech. Spodziewałam się najgorszego, ale nic takiego się nie stało. Chłodne powietrze powitało moje nozdrza przeszywającym chłodem. Spróbowałam logicznie myśleć, ale niby jakie jest logiczne wytłumaczenie? Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam wcale nie przesłonięty ścianą wody sufit jaskini. Niepewnie zerknęłam kątem oka co jest pode mną i zobaczyłam nikłe światło. Skrzyło się fioletową poświatą.
Chwila, skoro nie jestem w wodzie to znaczy, że... wiszę w powietrzu?!!!'' - w myślach wrzeszczałam ze strachu, bo mam straszny lęk wysokości, a na zewnątrz kompletnie zesztywniałam.
- Rusz się wreszcie! - syknęłam do siebie przez zaciśnięte zęby i spróbowałam poszybować w dół, bo to światło przyciągało mnie do siebie jak lep na muchy. I zastanawiałam się co jeszcze tak dziwnego jak latanie może mnie tam spotkać.
Tym razem udało mi się ,,popłynąć'' i z każdą chwilą światło stawało się większe i większe i bardziej oślepiające.
W pewnym momencie prawa grawitacji powróciły i runęłam w dół. Na szczęście tym razem do prawdziwej wody. Ale i tak była dziwna. Miała kolor jaskrawego błękitu i była niezwykle czysta. Wypłynęłam oszołomiona na jej powierzchnię i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam na niewielkim, skalistym wzniesieniu perłę ułożoną w środku czegoś na kształt muszli. To ona emanowała tą niepowtarzalną poświatą.


Podpłynęłam do brzegu, wyskoczyłam z chłodnego jeziora i otrzepałam się z przyjemnością.
- Dlaczego wcześniej nie zauważyłam tego przejścia? - powiedziałam sama do siebie, nie odrywając wzroku od perły.
- Bo dopiero teraz nadszedł na to czas. - zamarłam, gdy usłyszałam odpowiedź. To niemożliwe, a jednak... ten głos brzmiał dokładnie tak samo jak głos Estery. - Podejdź bliżej.
Nie widziałam nikogo wokół siebie, kto mógłby wypowiedzieć te słowa, ale miałam przeczucie, że każe mi podejść do perły.
Powoli i niepewnie poruszałam się wąską ścieżką w kierunku wzniesienia. Kiedy w końcu stanęłam nad muszlą światło rozbłysło na tyle mocno, że oślepiło mnie na parę sekund. Zaczęłam pocierać oczy łapą aż w końcu zarys pomieszczenia pojawił się przede mną. Ale nie tylko on. Zobaczyłam stojącą parę kroków dalej wilczycę stworzoną z fioletowego pyłku.
- E-esta...? -wybełkotałam i otworzyłam usta ze zdziwienia i trochę też przerażenia.
- Ładnie tu, prawda?
- No...
- Zawsze lubiłam tutaj przebywać. Nikt nie ma pojęcia o istnieniu tego pomieszczenia. No, teraz ty też o nim wiesz, ale nie waż się wspominać o nim komukolwiek.
- Ale dlaczego...
- Tak wyglądam? - wciąż nie dopuszczałam mnie do słowa. - To tylko mój duch. Mnie nie znajdziesz już na tym świecie, ale przybyłam tu ostatni raz, bo muszę coś jeszcze załatwić.
- To znaczy, że... nie żyjesz? - szepnęłam bliska płaczu.
- Tak, ale to nie powinno cię obchodzić. Jesteś młoda. Masz cieszyć się życiem, a nie rozpaczać za jakąś starą babą.
- Ale co to za miejsce? I jak to możliwe, że przez chwilę potrafiłam latać? I dlaczego cię widzę? - wszystko wydusiłam na jednym tchu, bo nie chciałam, żeby mi przerwała.
- Nie mam czasu, żeby ci to wyjaśniać. Jedyne co mogę ci powiedzieć to to, że zawsze będę cię kochać i nie wykluczone, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. A teraz... - zbliżyła się gwałtownie i ugryzła mnie mocno w prawe ucho. Pisnęłam z bólu, a ono zaczęło lekko krwawić. - Sama wszystko zobaczysz.
- Ale... - nie zdążyłam dokończyć wypowiedzi, bo ona tak jakby wniknęła we mnie i już nie wróciła. Poczułam ciepło przeszywające każdą część mojego ciała i w pewnej chwili... zemdlałam. Obudziłam się w swoim pokoju na wygodnej ściółce. Gdyby nie obolałe ucho mogłabym myśleć, że to był tylko sen, ale niestety tak nie jest.
Estera zostawiła mnie z masą niewyjaśnionych pytań. Co to wszystko do cholery miało znaczyć?!!! Wydarzyło się tak wiele dziwnych rzeczy.
Pojedyncza łezka pociekła mi po policzku i znikła w chłodnym gruncie jaskini.
Wybiegłam na zewnątrz w stronę strumyka, żeby przemyć ucho w wodzie. Na szczęście wataha wyruszyła na polowanie, więc nikogo oprócz starszych osobników nie było na dworze. Podbiegłam do tafli wody i zanurzyłam w niej ucho. Krew zmieszała się z chłodną cieczą i zabarwiła ją na różowo. Kiedy brudna woda odpłynęła z nurtem strumienia zauważyłam swoje odbicie i nowy w nim szczegół: po ranie nie zostało ani śladu za to na mojej małżowinie widniał znak jaki kiedyś zauważyłam wewnątrz ucha Estery.
Co to ma niby znaczyć?! Mam dosyć tych jej ciągłych tajemnic! I co się ze mną dzieje?! Mam już dosyć! Chcę, żeby cokolwiek w moim życiu uległo zmianie!
Łapy odmówiły posłuszeństwa i opadłam bezwładnie na ziemię.

środa, 6 lipca 2016

Dlaczego?

Wyskoczyłam z zimnej wody i otrzepałam się z przyjemnością. Już miałam zamiar dokończyć swoją rozmowę z Andre, ale zauważyłam wymykającą się gdzieś Eli.
Tak, wiem. Głupio szpiegować własną siostrę, ale co ja mogę na to poradzić, że po prostu jestem ciekawska? A jeśli coś jej się stanie? Tego nigdy nie można przewidzieć.
Stawiałam ostrożnie kroki na leśnej ściółce.
Jesień.
Czas, kiedy na ziemi leży pełno suchych liści i praktycznie nie da się szpiegować. Jedynie w moim przypadku jest to możliwe, bo jak się uprę to mogę czynić cuda.
Elinor na szczęście nie oglądała się za siebie (jak zwykle) i nie zauważyła, że wcale nie jest sama. Z moich wyliczeń wynikało, że zmierza w kierunku naszego strumyka. Ciekawe po co? Zapewne ma to związek z Uranem.
Postanowiłam być na miejscu pierwsza i rozejrzeć się nieco. Wyminęłam niezauważalnie Elinor i przyspieszyłam kroku. Rozglądałam się bacznie na wszystkie strony, a kiedy dotarłam do strumyczka ukryłam się w pobliskich krzakach. Czekałam. Czekałam, ale Eli nie nadchodziła. 
Gdzie ona jest?, pomyślałam i zaczęłam węszyć. Na szczęście dzisiaj wiał lekki wietrzyk i przynosił ze sobą różne zapachy. Łącznie z zapachem Elki. Ale nie tylko jej... Tego zapachu nie znałam, ale wiał ze wschodu. Bliskiego wschodu. Czyżby ktoś jeszcze, oprócz Urana, z przeciwnej watahy chciał ją zaszczycić swoją obecnością?
Dreszcz przemknął mi szybko po grzbiecie, a na jego miejsce wstąpił niepokój. Rzuciłam się pędem w stronę skąd wiał wietrzyk i zanurkowałam natychmiast w gąszcz, bo zauważyłam jak moja siostra przeskakuje na drugą stronę granicy, na której stoi Uran.
Wyostrzyłam zmysł słuchu.
- To po co miałam tu przyjść? - spytała Eli i już miała się przytulić do Urana, kiedy on się odsunął. - Coś się stało? - dodała patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Słuchaj, Elka. Jest taka... ten, no... To znaczy... Ojciec... Rozumiesz? I jeszcze ona... Ja...nie...mogę.
- Ona? Ona?! - Elka zaczynała się powoli burzyć. - Jaka ona?! - Wyszczerzyła zęby i nastroszyła sierść. 
- To nie moja wina! To ojciec! On cię zabije jeśli odkryje, że się ze mną spotykałaś! A mnie skaże na wygnanie! Chcesz tego?
- A nie przyszło ci może do głowy, że moglibyśmy odejść ze swoich stad i wreszcie być wolni? Czy może już cię w ogóle nie obchodzę? - usłyszałam ciche łkanie.
- Oj, Eli... - podszedł do niej i przytulił ją czule. - Przepraszam, ale wiesz jaki jest mój ojciec.
- Nie, nie wie. - przerwał im niski i chrapliwy głos. Zza pobliskich drzew wyłonił się stary, nieco przygarbiony wilk. W odróżnieniu od syna był cały rudy i o wiele większy.
- Tata... - wyszeptał z przerażeniem Uran i zerwał się na równe łapy. Nastroszył sierść i zasłonił swoim ciałem Elkę.
- Myślałeś, że nikt nie widzi jak się ciągle wymykasz? Margo od dawna o wszystkim mnie informował. Wiesz na co zasługujesz za taki wybryk. 
Margo? Nie wierzę! On zdrajcą?, myślałam.
Przez cały czas serce waliło mi jak młotem. Rzuciłam się w kierunku stada po jakąkolwiek pomoc. Wiedziałam, że mogą nas wszystkich za to wygnać jeżeli wyda się, że przez cały czas przyjaźniliśmy się z ich miotem, ale ważniejsze dla mnie w tej chwili było życie własnej siostry. Chociaż przyznam, że w głębi duszy czułam dużą satysfakcję, ponieważ moje przypuszczenia okazały się słuszne.
Wpadłam niespodziewanie do jaskini i zawyłam jak najgłośniej. Razem z tatą ustaliliśmy za dawnych czasów, że to będzie taki nasz sygnał S.O.S, a on natychmiast mi tedy przybędzie z pomocą.
Zobaczyłam jak wyłania się z jednego z pomieszczeń i biegnie w moim kierunku razem z Andre. 
- Co się stało? - rzucił zasapany.
- Elka potrzebuje pomocy. - jedynie to zdążyłam powiedzieć zanim odkręciłam się i pognałam w kierunku miejsca zdarzenia.
Wkrótce tata i kilka wilków biegło już za mną.
Kiedy dotarliśmy na miejsce ujrzałam przerażający widok: Uran leżał bezwładnie na ziemi, a Eli była przyparta do podłoża przez przeciwnika.
Nie wahałam się ani chwili dłużej. Skoczyłam na alfę i powaliłam go na ziemię. Przez chwilę leżał oszołomiony, ale natychmiast się otrząsnął i zaczęliśmy się szarpać. W końcu role się odwróciły: to ja leżałam wgnieciona ciężką łapą w ściółkę.
- Ciekawe czy twój tatuś ucieszy się, że będzie miał o jeden pysk mniej do wykarmienia? - warknął drwiąco i zadał mi bolesny cios w pyszczek. 
Przez chwilę widziałam mroczki przed oczami, a potem... Potem każdy dźwięk miał swój osobliwy smak. To było takie dziwne, że aż nierealne. 
Po pewnym upływie czasu wreszcie otworzyłam oczy, bo chyba spałam, i rozejrzałam się niemrawo po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Otoczenie przypominało trochę mój pokój, ale jakim cudem się tu znalazłam? Przecież byłam na terenie Watahy pół-księżyca i w ogóle nie do końca rozumiem co się później działo?
Zauważyłam leżącego obok Andre i Elinor. Oprócz nich w kącie groty stali jeszcze moi rodzice i połowa stada łącznie z Olią i Dako. Wszyscy szeptali między sobą. Ale chyba nie na mój temat?
- Eli...? Co tu się dzieje? - wymamrotałam ledwo słyszalnym głosem. 
Zerknęła na mnie z nagłym uśmiechem na pyszczku i, mimo mojego ogólnego zdziwienia, mocno mnie przytuliła. Syknęłam z bólu, więc natychmiast odskoczyła. Zerknęłam kątem oka na obolałe miejsce. Zauważyłam, że mam głęboką ranę na klatce piersiowej. 
Fajny gość ten tata Urana, drwiłam w myślach.
Przynajmniej co do Elki miałam pewność, że między nami już okey.
- Eli, co tu się dzieje? - powtórzyłam pytanie nieco pewniejszym tonem.
- Wiesz, całkiem nieźle oberwałaś, ofiarując mi swoją pomoc. I potem zemdlałaś. I spałaś jakieś trzy dni. I wszyscy myśleli, że już się nie obudzisz. I Andre się martwił. - Andre dał jej mocnego kuksańca w bok. - I tata też. I jeszcze wygnaliśmy ze stada... - na jej pysk wstąpił wyraz zakłopotania. Nie chciała dokończyć tego zdania, a przez chwilę tak się zapędziła z wyjaśnieniami, że o mały włos by się jej to udało.
Spochmurniała, a ja zaczęłam w myślach kompletować listę członków naszej watahy, którzy mogli w czymś podpaść tacie. Jak na razie to tylko nasza czwórka, a Andre nie należy przecież do nas. Ale nasze rodzeństwo jak na razie widzę w całości, więc kto?
- Eli, nie dokończyłaś. - zaczęłam świdrować ją wzrokiem. Nie znosiła, kiedy to robiłam i zawsze puszczała parę z ust.
- Nie, tym razem ci nie powiem. Rozszarpiesz ojca na kawałki. 
Znaczy, że ten ktoś naprawdę dla mnie znaczył, ale przecież spoza naszej czwórki nie mam nikogo takie...
Przerwałam natychmiast myśli i cała zdrętwiałam. Nie wiem do końca dlaczego. Przez złość? Smutek? A może strach? Jeśli to ona, to Eli ma co do jednego rację: rozszarpię ojca na kawałki. Nie, niemożliwe. Nie mógłby mi tego zrobić. Przecież dobrze wie ile ona dla mnie znaczy.
- Estera? - spytałam najciszej jak się da, jakbym bała się, że usłyszy i poda odpowiedź.
Jednak Elka milczała, a we mnie narastało uczucie nienawiści do własnego taty.
Milczy, czyli jeśli miałaby odpowiedzieć: ,,Nie.'', to już dawno by to zrobiła.
Wbiłam wzrok w ziemię. Poczułam ucisk w dołku. Łzy zaczęły powoli zbierać się w moich oczach, a ja nie starałam się ich pohamować. Chciałam, żeby on zobaczył mój ból. Żeby zobaczył jak mnie tym skrzywdził. Wstąpiła we mnie nagle siła i dźwignęłam się na łapy.
- Alia? Nie! Stój! Nie możesz jeszcze wstawać! A już zwłaszcza się poruszać! - siostra próbowała mnie zatrzymać. Bezskutecznie. 
Sierść sama mi się zjeżyła, a pazury odruchowo wysunęły.
- Alia! Alia...? Co się z tobą dzieje? - głos mojej matki z radosnego przybrał postać przerażonego.
- Ty! Jak mogłeś to zrobić?! Co?! - zbliżyłam się do ojca łamiąc zdecydowanie jego przestrzeń osobistą i spojrzałam mu w oczy, w których teraz malowały się mieszane uczucia. Przywarł do skalnej ściany i na chwilę zapadła głęboka cisza. Wszyscy wyczekująco wbijali w nas swoje spojrzenia.
- O co ci...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! - przerwałam mu natychmiast. - Dlaczego, co?
- Miała wybór. Albo wy, albo ona. Wybrała siebie i dzięki niej jeszcze jesteś w tej watasze. - mówił spokojnie i powoli jakby w ogóle nie obchodziły go moje uczucia.
- Wiedziałeś, że ją kocham! - głos zaczął mi się łamać. - Wiedziałeś, a jednak to zrobiłeś... Nawet nie miałam szansy się z nią pożegnać... - Wszystkie siły momentalnie mnie opuściły, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. - Nienawidzę cię! - wrzasnęłam i wybiegłam z groty.
Kłucie w piersi narastało, ale nie zwracałam na to uwagi. Chciałam stąd uciec. Chyba nawet ktoś za mną biegł, ale zawsze byłam najszybsza ze wszystkich, więc dawno został z tyłu.
Wbiegłam na znane mi dobrze wzgórze i usiadłam zrezygnowana. Wyłam przez chwilę do księżyca i nawet zdawało mi się, że słyszę od Estery odpowiedź. A może to był tylko wiatr?



Opadłam bezwładnie na chłodną trawę i wsłuchiwałam się w odgłosy nocy. Zastanawiałam się jakby to było, gdyby ,,babcia'' wciąż była z nami... Ze mną...
- Nie ma sensu przed tym uciekać. - usłyszałam za sobą głos i natychmiast zwróciłam w tamtą stronę głowę. Za mną stał Andre i wpatrywał się we mnie. Jego głos był ciepły, kojący i wyrozumiały. - Uwierz, nie warto.
- Jakbyś coś o tym wiedział. - prychnęłam.
- Wiem. O wiele więcej niż ci się zdaje. - odpowiedział nadal spokojnym tonem. Podszedł do mnie i położył się obok.
- Straciłeś kiedyś kogoś? - starałam się bezpośrednio na niego nie patrzeć.
- Tak. Matkę. Ale wiem, że chciałaby żebym się o nią nie martwił i żył własnym życiem. U ciebie za pewne podobnie. - rumieniec wlał mi się na pyszczek. 
Pociągnął mnie lekko za ucho i posłał ciepły uśmiech.
- Dzięki. - wykrztusiłam. Nie wiedziałam za bardzo jak się w tej sytuacji zachować. Jeszcze nigdy przy nikim się tak nie czułam. Tak bezpiecznie.
- Może jeszcze kiedyś ją spotkasz?
- Wątpię. - pojedyncze łezki popłynęły strużkami po moich policzkach.
- Najważniejsze, to być odważnym i nie bać się tego co nas czeka i jakie przeszkody rzuca nam pod łapy los, tak? - dotknął delikatnie łapą mojego podbródka i zwrócił moją głowę w swoją stronę. Dopiero teraz zauważyłam jak piękne są jego oczy. Błękitne, głębokie, pełne życia.
- Tak. - szepnęłam w końcu, a on mocno mnie przytulił. Całkowicie zdrętwiałam. Wstydzę się tego typu kontaktów z chłopakiem. Leżałam tak przez chwilę nieruchomo. Polizał mnie czule w policzek i przyłożył swoje czoło do mojego. A ja przez ten czas się zastanawiałam czy tak się czuła Eli, kiedy jeszcze była szczęśliwa, że jest przy niej Uran...