niedziela, 21 sierpnia 2016

,,Za kogo ty się masz?!''

Obudziłam się nad ranem na wpół przytomna. Ciało miałam obolałe od twardej skalnej podłogi. Dopiero po chwili przypomniałam sobie gdzie jestem i co się wczoraj wydarzyło.
Wyprostowałam się, przeciągnęłam leniwie i oceniłam wzrokiem stan Andre.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaką jesteśmy dziwną parą. Zazwyczaj wszyscy zakochani nie wstydzą się bliskości. Z kolei my nawet jeszcze nie wyliśmy do księżyca, a już jesteśmy razem. Co dopiero mówić o całowaniu... No nie moja wina, że jestem taka nieśmiała! Wstydzę się jakiejkolwiek bliskości z chłopakiem. I tak zrobiłam spore postępy, ponieważ nie wstydzę się już go przytulać. Taka po prostu jestem i nic na to nie poradzę. Odważna też jestem, ale nie w takich sprawach.
- Obudziłaś się już, księżniczko? - usłyszałam czuły, wciąż jeszcze słaby głos budzącego się wilka.
- Zawsze będziesz mnie tak nazywać? - zapeszyłam się nieco, przekierowując na niego swój wzrok.
- Tak, księżniczko. - zaśmiał się cicho. - Dzisiaj twoje pierwsze samodzielne polowanie! Chciałbym to zobaczyć, ale cóż. - dodał.
Pierwsze co?! Samodzielne polowanie! No tak! Przecież to już dzisiaj! Nie mogę się doczekać! Każda nastoletnia wilczyca musi przejść samodzielne polowanie, aby mogła oficjalnie stać się młodą waderą. Przez te wszystkie wydarzenia zupełnie o nim zapomniałam! A zapewne Olia i ojciec już na mnie czekają. Co za przypał! W tak ważnym dniu!
- Muszę lecieć! - krzyknęłam jakby wyrwana z jakiegoś transu.
Wyskoczyłam na zewnątrz i pognałam w kierunku małego wodospadu (teraz skutego lodem) obok naszej groty.
Zauważyłam stojących tam tatę z Olką i poczułam jak pieką mnie policzki. Ledwo zdołałam zahamować przed oczekującymi.
- Spóźniona! - burknął Posejdon.
- Wiem, ale...
- To przez tego chłopaka, tatusiu. Z niego to niezłe ziółko! Powinieneś nie dopuścić go do zawodów. A w ogóle to ja byłabym lepszą alfą, tatku. - przymilała się Oli, a mnie aż sierść zjeżyła się ze złości.
Zacisnęłam zęby i postanowiłam ją zignorować.
,,Oj zobaczysz, jak przyniosę tu tłustego jelenia to wyłysiejesz z zazdrości!'' - odpyskowałam jej w myślach i od razu poczułam się lepiej. Właśnie! Wystarczy przynieść coś, co starczy nam do jedzenia na cały miesiąc i Olia wpadnie w histerię. A ja z chęcią chciałabym to zobaczyć.
- Dziękuję za sugestię, Olia, ale już dokonałem wyboru. - odparł spokojne alfa i po chwili rozpoczął przemowę. - W tym jak ważnym dla was dniu życzę wam tłustych zdobyczy i szczęścia w łowach! Pamiętajcie, że warunkiem jest przyniesienie do domu złowionej ofiary, gdyż jest ona dowodem na to, że jesteście już gotowe przejść w dorosłe życie i zostać młodymi waderami. Macie czas do zachodu słońce. Później nie macie prawa polować!
- Rozumiemy. - odrzekłyśmy zgodnie.
- Dobrze. Ty, Aliano pójdziesz na tereny Jasnego Strumienia, a ty, Olio pójdziesz na Kwieciste Wyżyny. - kiwnęłyśmy pokornie łbami. - Niech szczęście wam towarzyszy!
Zmierzyłyśmy się na koniec wzrokiem i rozeszłyśmy się każda w swoją stronę: ja na wschód, a ona na zachód.
Tereny Jasnego Strumienia są, jak dla mnie, nieco dziwne i tajemnicze. Ale można tam też złowić całkiem sporą zwierzynę i to jest wielkim plusem!
Pięłam się w górę pokrytego suchą trawą zbocza (u nas zimy są ciepłe i bez śniegu) wzdłuż wijącego się Jasnego Strumienia. To on przecinał naszą granicę z terytorium Watahy Pół-księżyca, ale nie miałam prawa zbliżyć się tam bardziej niż na 1km od niego.
Czułam jak opuszki łap muskały delikatnie suchy piasek, a drobne kamyczki wbijały się w nie ze znajomym uczuciem miłego kłucia. Byłam coraz bliżej, co dało się poznać po stopniowym wyrównywaniu się terenu i coraz mniejszej ilości drzew dokoła. W końcu zobaczyłam znane dobrze wejście na odkrytą polankę, którą teraz rozświetlały promienie słońca zlewające się w jedno z bujną wyschniętą na złotą barwę trawą.
Przystanęłam i całą swoją uwagę przeniosłam na łapy, które wyczuwały najmniejsze wstrząsy podłoża - znak, że zwierzyna jest w pobliżu. Zielsko na szczęście sięgało mi do klatki piersiowej, więc spokojnie mogłam się w nim ukryć i podejść niezauważenie do swojej ofiary. Przeszłam kawałek do przodu i zanurzyłam się w morzu zarośli. Czekałam. Czekałam chyba z jakieś dwie godziny, a i tak późno wyruszyłam, więc modliłam się w duchu, żeby choćby zając zechciał mnie dziś zaszczycić swą obecnością. W końcu opłaciło się wyczekiwanie, bo poczułam jak ziemia wydaje delikatne drżenia. Ostrożnie wychyliłam głowę z trawiastej zasłony i rozejrzałam uważnie dokoła. Wzrok zwinnie i szybko lustrował otoczenie i szybko dostrzegł łosia wyłaniającego się powoli z lasu. Po raz kolejny miałam szczęście, bo wiatr wiał w moim kierunku i nie dawał szansy ofierze na zwęszenie niebezpieczeństwa. Wolnym krokiem zbliżyłam się do wieeeeelkiej ofiary i gdy byłam wystarczająco blisko wybiłam się mocno tylnymi łapami i wylądowałam na jej grzbiecie. Zdążyłam się jeszcze wczepić zębami w kark łosia, zanim ten zaczął wierzgać i tarzać się plecami po ziemi, zgniatając mnie zarazem. W końcu podskoczył wysoko zrzucił mnie z satysfakcją ze swojego ciała. Przeleciałam parę metrów w kierunku środka polanki i chyba na kogoś wpadłam, bo poczułam, że uderzam w coś miękkiego i ciepłego w dotyku. Otrząsnęłam się szybko po upadku i spojrzałam na to coś co złagodziło mój upadek. Zauważyłam młodego wilka, chyba trochę starszego ode mnie. Rozcierał przez chwilę obolałe ciało, a następnie przeniósł na mnie wzrok.
Instynktownie najeżyłam futro i z przykrością zdałam sobie sprawę, że zdobycz czmychnęła w leśną zasłonę drzew. Rzuciła w tamtym kierunku tęskne spojrzenie. Wstałam jednak natychmiast, wyprostowałam się i postawiłam sierść na karku na sztorc. Wilk jednak nie poruszył się tylko spokojnie zaczął wylizywać miejsce mojego upadku, czyli jego bok.
Zdziwiona miałam okazję dokładnie się mu przyjrzeć. Był inny. Można nawet powiedzieć, że wyglądał jak odmieniec. Jego futro miało czekoladową barwę i było o wiele bardziej puszyste niż moje. Był też o wiele wyższy ode mnie, choć zapewne niewiele starszy.



 Nigdy jeszcze nie widziałam brązowego wilka, więc wyjątkowo przykuł moją uwagę.
- Naprawdę myślałaś, że samej uda ci się upolować dorosłego łosia? - prychnął z pogardą i dźwignął się na łapy.
Niepewna jego zamiarów ustawiłam się w pozycji bojowej.
- Co cię to obchodzi? - odfuknęłam i zmierzyłam go wzrokiem.
- Jak patrzę na samodzielne zmagania młodej wilczycy z takim groźnym łosiem, to aż mi się żal robi.- powiedział z udawanym współczuciem w głosie. Wyszczerzyłam kły w odpowiedzi. - Mała, co ty taka spięta? Przecież nie mam złych zamiarów.
Coś we mnie aż zawyło ze złości na ten nowy przydomek. Faktycznie, zawsze byłam drobna i najniższa ze wszystkich swoich rówieśników, ale dzięki temu najzwinniejsza. Ale nikt nie miał prawa mówić do mnie: ,,mała''!
- Po pierwsze - powiedz tak do mnie jeszcze raz, a nie dożyjesz jutra! - warknęłam. - Po drugie - nie masz prawa w ogóle ze mną rozmawiać. Jesteś zwykłym intruzem na terytorium Stada Błękitnej Pełni! Więc wynoś się stąd zanim przywołam resztę watahy! - zagroziłam.
On jednak stał niewzruszenie i nawet dostrzegłam w jego oku błysk rozbawienia.
- Aaa. Czyli córeczka zawoła tatusia? Na mnie takie pogróżki nie działają! - szydził. Widocznie już odkrył, że jestem córką alfy. - I słodka jesteś jak się złościsz. - dodał, a ja w odpowiedzi miałam ochotę zatopić zęby w jego karku.
- Co proszę?! - wycedziłam ogarnięta furią.
- To, co słyszałaś. - odpowiedział spokojnie. - Tak w ogóle jestem Maxi, a ty...?
Przemilczałam zamiast od razu odpowiedzieć. Już wystarczająco mnie do siebie zraził. Był chamski i bezczelny, i zbyt pewny siebie.
- Nie chcesz, nie mów. I tak zaraz będę musiał spadać. - dodał.
Nagle naszą ,,pogawędkę'' przerwał jakiś dziwny odgłos. Przypominał trochę wycie, ale dziwne i świszczące. Dreszcz przeszył moje ciało.
Maxi odwrócił natychmiast głowę w kierunku, z którego dobiegał głos, a ja korzystając z jego nieuwagi skoczyłam na przeciwnika i powaliłam go na ziemię. Już miałam zatopić kły w jego klatce piersiowej, kiedy role się odwróciły i to on przygniótł mnie do ziemi. Położył się na mnie jak na jakimś posłaniu, dając zerowe szanse na rewanż. Wyszczerzył zęby w łobuzerskim uśmiechu i w pewnej chwili dziwnie spoważniał. Dostrzegłam, że zaciekawił go symbol na moim prawym uchu. Ten, który Estera pozostawiła mi przy ostatnim naszym spotkaniu.
- Skąd masz ten znak? - spytał zaciekawionym głosem.
- Nie twoja brocha! - fuknęłam i spróbowałam go zepchnąć. Niestety był zbyt ciężki. Przestałam się w końcu szarpać i zrezygnowana wydusiłam:
- Zejdziesz wreszcie?!
- W sumie i tak muszę już iść, ale... jeszcze się kiedyś spotkamy. - dodał tajemniczo. - Co prawda nie wiem w jakich okolicznościach, ale możesz być tego pewna.
Odskoczył zwinnie i ruszył szybkim krokiem w kierunku skąd dobiegło nas wycie. Patrzyłam zdziwiona jak się oddala. Nie miałam najmniejszej ochoty jeszcze kiedykolwiek go spotkać!
- A, i Aliana, radziłbym ci się pośpieszyć z polowaniem. Niedługo słońce zajdzie. - osłupiała wpatrywałam się w jego sylwetkę znikającą w gęstwinie sosen. Skąd on w ogóle znał moje imię? W sumie od kiedy zobaczył ten znak na moim uchu spoważniał nieco i zaczął się dziwnie zachowywać. Musi wiedzieć na jego temat coś więcej, a ja zamierzam o wszystkim się dowiedzieć.

Tuż przed zachodem słońca udało mi się złowić małego zająca. Nędzna zdobycz, ale grunt, że jest. Bez niej nie zaliczę przecież testu. Poza tym, byłam zbyt rozproszona wydarzeniami z dzisiejszego wypadu i nie potrafiłam skoncentrować się na polowaniu. Dziwne, ale w mojej wyobraźni wciąż malowała się postać dziwnego nieznajomego.
Wróciłam wlokąc się na miejsce przy strumyku i położyłam przed ojcem swoją zdobycz. Spiorunował mnie wzrokiem jakby chciał powiedzieć: ,,Naprawdę? Jesteś alfą! Nie po to szkoliłem cię przez tyle księżyców, żebyś teraz przyniosła mi nędznego zająca!''. Wytrzymałam jego spojrzenie i z zażenowaniem zauważyłam Olkę powracającą z łowów ze sporą sarną w zębach. Zawlokła ją aż pod łapy Posejdona, który obdarzył ją dumnym z jej zdobyczy spojrzeniem.
Poczułam, że jest mi ciasno we własnym futrze.
- No cóż - zwrócił się w moją stronę. - oczekiwałem od przyszłej przywódczyni stada czegoś więcej niż nędznego królika.
- Ja wiem, - bąknęłam zmieszana. - po prostu byłam dzisiaj nieco rozkojarzona.
- To nie ma znaczenia. Zawiodłaś moje oczekiwania, ale tak czy siak zdałaś. Powinnaś wziąć przykład z Olii.
Napotkałam jej szydercze spojrzenie i z chęcią odcięłam bym się ostrym warknięciem, ale przy alfie nie wypadało.
- Dobrze. - skinęłam pokornie głową.
- Hm, a więc mogę oficjalnie ogłosić, że od teraz już nie jesteście nierozważnymi nastolatkami, ale młodymi, zwinnymi waderami. Gratuluję!
Obie wyprostowałyśmy się i zauważyłyśmy, że otaczają nas starsze i młodsze wadery. Zawyłyśmy wspólnie, na znak ukończenia ceremonii i przyjmowałyśmy po kolei radosne gratulacje. Nadal nie potrafiłam sobie uświadomić, że od tej pory nie jestem już rozbrykanym szczeniakiem tylko zwinną łowczynią, która od teraz uczestniczy we wspólnym polowaniu.
Łapy swędziały mnie od zapału do pierwszych wspólnych łowów. Nagle usłyszałam głos łamania gałązek i odwróciłam instynktownie w tę stronę głowę.
Osłupiałam.
Ukryty w cieniu drzew na miękkiej ściółce leżał wygodnie Maxi i wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
- Gratulacje, Mała! - usłyszałam cichy szept wilka.
Stałam przez chwilę oniemiała. Jak to możliwe, że wiedział gdzie mieszkam? Śledził mnie? Ale jeśli tak, to jak to możliwe, że go nie zauważyłam?
Wpatrywałam się w niego zarówno z gniewem jak i z zaciekawieniem. Nagle sylwetka wilka się rozmyła i mój wzrok napotkał jedynie ciemne poszycie lasu. Nie, tego już było za wiele! Czy ja mam do cholery jakieś zwidy?! Przecież nie mógł ot tak sobie rozpłynąć się w powietrzu!
- Słabiak! - wyrwał mnie z otępienia szyderczy głos siostry. Szturchnęła mnie wyzywająco ramieniem.
Zignorowałam to i postanowiłam opowiedzieć o wszystkim Andre. Truchtem spokojnie zbliżyłam się do jaskini i po chwili przekroczyłam próg pomieszczenia uzdrowicielki. Dostrzegłam wylizującego pokiereszowane łapy wilka. Nie leżał już bezwładnie na boku, a to znaczyło, że jego stan szybko się poprawia.
Spojrzał na mnie kątem oka i pomiędzy jednym liźnięciem a drugim mruknął:
- Hej.
Miał ponurą barwę głosu. Od razu wyczułam, że coś jest nie tak, bo zawsze był pogodnie nastawiony. Zaniepokojona zbliżyłam się do niego i pociągnęłam żartobliwie za ucho.
- Coś nie tak? - spytałam spokojnie.
- Jasne. - burknął, nie przestając lizać łapy.
- Okej. A teraz na serio. - usadowiłam się wygodnie na chłodnym, skalnym podłożu i wbiłam w niego wyczekująco wzrok.
- Erina oglądała dzisiaj moje rany i coś dziwnie się zachowywała przy przeglądzie tej na mojej szyi. - przypatrzyłam się uważnie wielkiemu liściu owiniętemu wokół szyi wilka.
- Na pewno to nic...
- Później powiedziała mi, że wdało się zakażenie. - przerwał mi szybko i jego ton zaczął się łamać. - Obiecała, że zrobi wszystko co w jej mocy, żebym dożył jutra.
Spuścił ponuro głowę i ukrył ją w swoich łapach.
Po raz pierwszy widziałam go tak zdruzgotanego. Poczułam przebiegający po ciele zimny dreszcz. On miałby... umrzeć?
Nie. Odsunęłam szybko od siebie tę myśl i starałam się nie przedstawiać sobie w głowie tych przerażających wizji.
- Będzie dobrze. - powiedziałam w końcu łagodnym głosem, choć w środku tak samo drżałam ze strachu jak on. - Andre, wszystko będzie dobrze. Erina zapewne dobrze wie co robi i nie pozwoli ci odejść. Jestem tego pewna. A jak na razie, może chcesz żebym ci opowiedziała o swoim dzisiejszym polowaniu? - zaproponowałam. Naprawdę chciałam go jakoś pocieszyć.
- Nie, dziękuję. - pokręcił przecząco głową i ponownie zajął się wylizywaniem drobnych ran na łapach. - Wybacz, Alia. Z chęcią posłucham twojego opowiadania później, ale teraz nie mam jakoś nastroju. - odwrócił wzrok i zrezygnowany oparł łeb na zimnej skale. - O ile przeżyję. - dodał ponuro.
Zwiesiłam zawiedziona uszy i przez chwilę błądziłam wzrokiem po pomieszczeniu.
- Chciałbym jeszcze kiedyś powyć z tobą do księżyca. - usłyszałam jego cichy szept.
Spuściłam wzrok na ciemny grunt i poczułam mocny ścisk w gardle. Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się w sobie. Już miałam zamiar coś powiedzieć, ale przerwało mi wołanie ojca:
- Alia! Do mnie! Natychmiast!
Przewróciłam z rezygnacją oczami i burknęłam coś pod nosem.
- Idź. I tak Erina wygoni cię stąd na czas leczenia. - mruknął, nie patrząc na mnie.
Zabolało mnie to odrobinę, ale nie winiłam go za jego zachowanie. Ja też byłabym skołowana, gdyby ktoś powiedziałby mi, że niedługo umrę.
Wybiegłam z pokoiku i, nie śpiesząc się, ruszyłam w kierunku głosu ojca. Dobiegał z głębi lasu i zdawał się brzmieć niewyraźnie i chrapliwie. Mijałam sylwetki członków watahy, którzy rzucali mi przelotne spojrzenia, a następnie powracali do swoich zajęć.
Mrok zaczynał z wolna ogarniać las, tak że przez chwilę posługiwałam się jedynie słuchem i węchem, żeby nie wpaść na jakieś drzewo. Powoli odgłos nawoływań się nasilał aż w końcu, kiedy zdawało mi się, że jestem już na miejscu, wszystko ucichło.
- Tato...? - skuliłam się z zimna i przeszywającego dreszczu strachu. Ciemność ogarniała mnie dokoła i pogarszała znacznie widoczność.
Tak w sumie, to niby dlaczego tata miałby oczekiwać mnie we właśnie takim miejscu? I dlaczego nagle wszystko ucichło? - myślałam z dreszczem przestrachu. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało.
Nagle usłyszałam dobiegające zewsząd warczenie i dreszcz przerażenia przebiegł mi po grzbiecie. Sierść stanęła mi na sztorc.
- Kto tu jest?! - zawołałam, ledwo opanowując drżenie w głosie.
- Wystarczy, że się ciebie pozbędziemy i będzie spokój. - usłyszałam chrapliwą i przerażającą odpowiedź.
Mój wzrok powoli zaczął rozróżniać pojedyncze, rozbudowane sylwetki napastników. Byli ode mnie więksi i zdecydowanie silniejsi. Na dodatek otoczyli mnie ciasnym kręgiem, odcinając drogę ucieczki. Serce gwałtownie mi przyspieszyło, tak że można było z łatwością dosłyszeć jego nieregularne bicie.
Nagle największy z wilków skoczył na mnie i zatopił zęby w mojej szyi. Pisnęłam z bólu i upadłam na leśną ściółkę. Próbowałam odepchnąć go tylnymi łapami, ale był o wiele cięższy niż ja. Zdawało mi się, że panujący dokoła mrok pochłania mnie w swoją pustkę. Nic więcej już nie widziałam i nie słyszałam. Byłam jedynie ja i ciemność.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Podobało się? :-) Mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem i postarałam się, żeby był dłuuuuuugi. A postać Maxiego planowałam wpleść w opowiadanie już od bardzo dawna i mogę was zapewnić, że z nim opowiadanie będzie na pewno ciekawsze :-D To może kilka pytań?

a) Kim jest Maxi (skąd pochodzi itp.)?
b) Kim byli ci, co napadli Alianę?
c) Dlaczego chcieli się jej pozbyć?

1 komentarz: