poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Opowieści Estery.

Tak jak obiecałam, ten rozdział poświęcam mojej kochanej, zagadkowej i tajemniczej ,,babci''.
Pamiętam, że była przy mnie zawsze. Od najmłodszych dni. Tata przeważnie zdawał się być zazdrosny, że to przy niej nie bałam się otworzyć i powierzałam jej wszystkie swoje sekrety. Często jednak zabraniał mi przychodzenia do niej, ale nie miałam pojęcia dlaczego i dalej go nie słuchałam. Pewnego razu o mały włos a wygnałby ją ze stada, gdybym się nie ,,fochnęła na całego''.
Wziął mnie potem na przechadzkę i wyjaśnił mi o co chodzi.
Otóż rok przed moimi narodzinami na naszych terenach zjawiła się nieznana nikomu wilczyca. Tata dopytywał się innych watah, czy aby nie od nich przybyła, lecz okazało się, że nikt nic o niej nie wie.
Posejdon wysłał swoich zwiadowców, aby przyprowadzili do niego intruza.
Kiedy przyszli, nasza wataha ujrzała wilczycę o kruchej posturze i spuchniętych oczach. Wyglądała na przemęczoną i wygłodniałą. Jakby włóczyła się od dobrych paru miesięcy.
- Witaj, wielki przywódco. - zwróciła się cichym głosem do Posejdona.
- Skąd wiesz, że akurat do przywódcy się odzywasz? - warknął podejrzliwie.
- Masz znak alfy. - wskazała łapą na jego ucho.
- Jesteś dosyć spostrzegawcza. - rzekł z wolna. - Co cię sprowadza na nasze tereny? I jak się zwiesz?
Zawiesiła się na chwilę, jakby zastanawiała się, co ma odpowiedzieć.
- Jestem... Estera. Byłabym zaszczycona, gdybyś przyjął mnie do stada, Posejdonie. - wydukała wreszcie.
- Skąd znasz moje imię?! - jego sierść na karku zjeżyła się.
- Spokojnie, alfo. Słyszałam o tobie od pewnego wilka... - jej łapy zaczęły się chwiać. Zdawało się, że zaraz osunie się na ziemię.
- Posejdon, daj jej jeść i pić! Nie widzisz, że ta biedaczka nie ma siły na twoje przesłuchania! - moja mama podbiegła do niej i chciała pomóc jej dojść do groty, ale Estera nie chciała pomocy.
- Dziękuję ci, Evie, ale poradzę sobie. - zaczęła. - Mam dla ciebie, Posejdonie pewną propozycję. Jeśli przyjmiesz mnie do stada, będę mogła zostać waszą szamanką i pomogę ci w opiece nad twoimi szczeniętami.
- Co ty wygadujesz? Ja nie mam dzieci. - tata stawał się coraz bardziej niepewny swojego zdania na temat jej osoby.
- Ale będziesz miał. Czworo szczeniąt. Trzy dziewczynki i jednego chłopca. - odpowiedziała bez zająknienia.
- Kłamie, alfo. - wyrwało się jednemu ze zwiadowców.
- Nie! Ona ma rację. - wtrąciła Evie. - Chciałam, żeby to była niespodzianka, ale dowiedziałeś się w dość niekorzystnej sytuacji. - zwróciła się do przywódcy.
Tata spojrzał niepewnie na obcą wilczycę i w końcu wydusił:
- Dobrze... Niech zostanie. Ale zabraniam jej uczestniczyć w polowaniach! - zakończył i szybkim krokiem wrócił do jaskini.
- Witaj w stadzie! - powiedziała wesoło mama i pomogła jej wejść do naszego domu.
I to tyle z tego, co powiedział mi ojciec. Ale wydaje mi się, że pewien szczegół pominął. Bardzo ważny szczegół, o którym nie chciał mi mówić. Wciąż mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dowiem się o co chodziło.

Dobra, no to teraz mogę zacząć część przeznaczoną na niezwykłe opowiadania mojej ,,babci''.
W poprzednim wpisie pojawiła się nazwa: ,,Wataha Strażników''.

Wiem od Estery, że jest ich dziesięcioro i każdy z nich ma własną moc lub żywioł, nad którym panuje. Mimo wszystko skrycie wierzę, że oni istnieją, no ale wiadomo. Żeby nie zrobić z siebie idiotki przy innych udaję, że nie uznaję takich bajek.
Podobno wszyscy byli kiedyś tylko zwykłymi wilkami, ale zostali wybrani na Strażników.
Ok, może zacznę od przedstawienia każdego po kolei. Postaram się opowiedzieć to dokładnie tak, jak mówiła mi ,,babcia''.

Zacznę od ich alfy, czyli od Skerena.

Jak mówi Estera dawno, dawno temu był zwykłym szczeniakiem, synem alfy. Pewnego dnia spotkał zakrwawionego i umierającego wilka. Podbiegł do niego. Chciał mu pomóc, ale ten tylko wyrzucił ostatnim tchem:
- Mianuję cię na nowego lidera. - kazał mu się pochylić i niespodziewanie ugryzł go lekko w ucho. Po chwili pojawił się na nim znak Strażnika.
- Ale o co chodzi? - wilk już mu nie odpowiedział. Opadł bezsilnie na ziemię i po raz ostatni poczuł w nozdrzach świeże powietrze.
Ten nieznajomy przekazał mu wszystkie swoje moce i umiejętności. Alfa posiada władzę i żaden ze Strażników nie potrafi się oprzeć jego woli. Krótko mówiąc - nie potrafią się mu sprzeciwić, a jeśli uda się im to zrobić, zostają wyrzuceni z watahy, mając za zadanie znaleźć następcę na swoje miejsce.
No to Skeren zaliczony.


Przechodzę do Skeil - Strażniczki rzek, mórz i oceanów.


Podobno pewnego dnia, gdy próbowała przejść na drugą stronę głębokiej i rwącej rzeki po śliskim pniu drzewa, poślizgnęła się i spadła do lodowatej wody. Jednak dzięki swojemu zawzięciu i odwadze, nie utopiła się, lecz udało się jej utrzymać na powierzchni wody. Niestety prąd był zbyt silny, by udało jej się dopłynąć do brzegu.
W pewnej chwili stało się coś niezwykłego. Jej futro rozbłysło błękitnym blaskiem, a oczy zaczęły się świecić jak latarnie morskie. Uniosła się ponad taflę wody i na jej uchu pojawił się znak Strażniczki...


Trzecim Strażnikiem jest Nerest - Strażnik flory i fauny.


Niestety on jest z tych, o których początkach moja ,,babcia'' nie ma pojęcia. Wie jedynie tyle, że jest z natury dość nieśmiały i jako jedyny ze wszystkich wilków jest wegetarianinem. Dziwne, nieprawdaż? Kocha wszelkiego rodzaju stworzenia i ma wyjątkowo wrażliwą naturę.


Czwarta z rzędu - Lovelia, Strażniczka miłości.


Romantyczna, marzycielska i obdarzona wielką odwagą wilczyca. Jest zupełnie taka jak ja. Często mnie Estera do niej porównuje. I muszę przyznać, że jest moją ulubioną Strażniczką. Jedynie jednego nie rozumiem. Dlaczego w ogóle nie reaguje na tę szczenięcą miłość mojej siostry. Przecież oni kompletnie do siebie nie pasują!
Dobra, nieważne. Zanim się rozgadam, przejdę do kolejnego członka watahy.


Miladia - Strażniczka rodzin.


Opiekuńcza, rodzinna, rozważna, lojalna. Ma wszystkie te cechy, które są bardzo ważne w rodzinie. Kocha szczenięta i jest wyjątkowo mocno przywiązana do swojego stada. Traktuje go jak rodzinę. Nie pragnie wolności. Zachowuje się jak aniołek. I ani trochę nie obchodzi ją poczucie wolności. Rzuciłaby wszystko dla rodziny. Nawet szansę bycia wolną.
Ja jej kompletnie nie rozumiem. Można by powiedzieć, że jest moim całkowitym przeciwieństwem.


Krezus - Strażnik Świata Umarłych.


Bardzo skryty w sobie i nieco zagubiony. Nie ufa nikomu oprócz siebie. Nikt nie wie o nim nic poza tym, że jest jednym ze Strażników. Nawet oni praktycznie go nie znają.
W sumie to zawsze zdawał mi się najbardziej zagadkowy ze wszystkich.


Irtaniel - Strażnik żywiołu ognia.


Obdarzony niezwykłą śmiałością i nierozważnością. Często działa impulsywnie, ale zawsze mu to wychodzi na dobre. Kieruje się sercem, a nie rozumem. Jak sama jego moc wskazuje, ma ognisty temperament.


Hardie - Strażnik żywiołu błyskawic.


Wyjątkowo sztywny i poważny wilk. Potrafi postawić na swoim i często dochodzi między nim, a alfą do wielu sprzeczek. Dziwne, że jeszcze go nie wyrzucili. Ale to chyba właśnie jego charakter idealnie pasuje do jego żywiołu i Skeren nie chce stracić tak cennego Strażnika.


Ermida - Strażniczka gwiazd i nocy.


Nie wiem dlaczego, ale Estera nie chciała mi o niej nic opowiedzieć, poza tym, że jako jedyna odważyła się w słusznej sprawie sprzeciwić alfie. Wyrzucono ją ze stada i ma za zadanie znaleźć na swoje miejsce nową zastępczynię, a jak dotąd jej nie znalazła.
Czasami nawet skrycie marzę, że to mogłabym być ja. Kiedyś nieśmiało wspomniałam o tym ,,babci'', a ona mi na to tak odpowiedziała: ,,Po prostu uwierz. Jeśli to jest twoje przeznaczenie, to właśnie tak się stanie.''
Pocieszyła mnie tym nieco. Ale z miesiąca na miesiąc coraz więcej pojawia się we mnie wątpliwości.


No to na koniec zostawiłam śmietankę na torcie, czyli mojego ulubionego Strażnika.
Elante - Strażnik żywiołu powietrza.


Jego historię znam na pamięć.
Był młodym, przystojnym i żywiołowym wilkiem, kiedy to się stało.
Nie urodził się jako syn alfy, ale pochodził ze zwykłej rodziny, która opuściła swoje stado. Z rodzeństwa miał jedynie młodszą siostrę.
Kłusownicy zajmowali coraz więcej terenów lasu, a przez to Elante z bliskimi musieli się ciągle przenosić.
W końcu doszło do nieszczęścia. Elante zawsze był zbyt ciekawski, aż wreszcie jego ciekawość zawiodła go za daleko...
Postanowił nocą odwiedzić niezauważalnie obóz kłusowników. Nie zdążył nawet wejść do chociażby jednego z namiotów, gdy nagle potrącił jeden ze stojących obok rozpalonego ogniska garnków. Ogień trysnął iskrami na wszystkie strony, a sucha trawa zaczęła płonąć. Pożar szybko się rozprzestrzeniał. Przerażony wilk, pognał w kierunku lasu. Chciał jak najszybciej ostrzec rodzinę. Ścigał się z czasem, bo jęzory o deptały mu po piętach.
Pożar zajął już połowę lasu i wyprzedził uciekiniera.
Młody wilk gnał przed siebie jak szalony, gdy nagle usłyszał dobiegające z krzaków ciche skamlenie. Podbiegł zaciekawiony i zobaczył przerażoną siostrę. Wziął ją delikatnie do pyska i skierował się w kierunku ich kryjówki. Niestety cała zajęła się ogniem, a właśnie w niej czekali na nich rodzice.
- Nie martw się. - wyszeptał kojąco do drżącej ze strachu siostry. - Na pewno zdążyli uciec i nas później znajdą.
Błądził przez chwilę wzrokiem dokoła, aż jego oczy natrafiły na wysoko położoną, skalną skarpę.
Rzucił się w jej kierunku. Wdrapał się na sam czubek i postawił obok siebie siostrę. Widać stąd było całą okolicę. Całą, pochłoniętą ogniem.
Zadrżał lekko i przytulił siostrzyczkę.
- Przestań drżeć, mała. - powiedział, czując jak maleństwo trzęsie się ze strachu. - Będzie dobrze, będzie dobrze...
Ogień docierał na coraz wyższe partie lasu. Nagle Elante zauważył na dole oddaloną o kilka metrów od nich jaskinię, która jako jedyna stanowiła bezpieczne schronienie przed śmiercią.
Na nieszczęście ogień odciął im tylną drogę ucieczki. Pozostawał jedynie skok. Ale mało kto by się na to odważył.
Wilk podszedł do krawędzi skarpy i spojrzał w dół. Ciarki przeszły mu po ciele, ale gdy zerknął na bezwładnie leżącą na ziemi siostrę, od razu poczuł przypływ odwagi.
Wziął ostrożnie siostrę na plecy i zamierzył się do skoku. Spojrzał na iskry ognia, odbijające się w jego oczach.
- Nie boję się śmierci!!! - wrzasnął w jego kierunku i skoczył z rozpędu w przepaść.

- Elante! Elante! Braciszku! - głos siostry, ostre kłucie w boku i ból głowy. To wszystko razem mieszało się w nieprzyjemną całość.
Elante z trudem otworzył oczy i spojrzał jak przez mgłę na przestraszone szczenię.
- Posłuchaj, mała. - wyszeptał resztkami sił. - Ukryj się w tej jaskini.
- Ale tu nie ma żadnej jaskini. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Jest, tylko musisz nieco przejść. Posłuchaj, idź tam i obiecaj mi, że zaczekasz na rodziców w ukryciu. I nikomu się nie pokazuj, no chyba że będziesz miała pewność, że to właśnie oni. Jasne?
- Jasne. - odpowiedziała pewnie. - Ale co będzie z tobą? Nie pójdziesz ze mną?
- Teraz nie, ale obiecuję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Z resztą, zawsze będę przy tobie, mimo że nie będziesz mnie widzieć... - przymknął lekko oczy i poczuł uścisk siostrzyczki na swojej szyi.
- Hej, co to za rozklejanie się? Wszystko będzie dobrze, wszystko...będzie...dobrze... - czuł się jakby zasnął.

Nagły blask przed oczami. Coś karze ci wstać. I czujesz taki przypływ energii.
Elante otworzył niemrawo oczy i poczuł, że się unosi. Wyglądało to tak, jakby wiatr unosił go swą siłą w powietrze. Wokół zdezorientowanego wilka zaczęły unosić się liście i płatki kwiatów.
- Ja, Skeren mianuję cię na Strażnika żywiołu powietrza. - usłyszał głos, dochodzący ze wszystkich stron.
Poczuł ostry ból na grzbiecie i z pleców zaczęły wyrastać mu prawdziwe skrzydła!
I właśnie tak dołączył do Watahy Strażników.

To moja ulubiona opowieść.
To trochę żenujące, ale ,,babcia'' wciąż mi wmawia, że idealnie byśmy do siebie pasowali. Oczywiście zawsze ją za ten żart gryzę w ucho.
Chociaż muszę przyznać, że jednak jest dość przystojny i odważny i opiekuńczy i... Nieważne! W każdym razie, wcale nie jest w moim stylu!

Dobra, to już wszyscy Strażnicy. Chyba się w tym rozdziale nieźle rozgadałam, ale nieważne. Grunt, że napisałam o wszystkim, o czym chciałam napisać.
Niedługo kolejny rozdział :-)

P.S. Piszcie plis w komentarzach jak wam się podoba itp. itd.