sobota, 9 stycznia 2016

Odwaga różne ma imiona

Minął miesiąc od tamtego zdarzenia. Dzisiaj na naszym spotkaniu pojawił się po raz pierwszy od dawna Margo. Nika na szczęście już sobie odpuściła i nie doprowadza mnie do szału (zazwyczaj nigdy się tak nie zachowuje). Krótko mówiąc wszystko wróciło do normy, poza tym, że Eli zrobiła się ostatnio jakaś nieobecna. Margo wpatruje się tęsknie w Olię, ale ona ma jego szczerze dosyć. Po pierwsze, bo myśli, że ja i on na serio jesteśmy parą, a po drugie, że niby woli mnie od niej i zachowuje się jak podrywacz. Ja już naprawdę jej nie rozumiem. Raz udaje, że go w ogóle nie lubi, a później obraża się na niego za byle incydent. Co poradzić? Olia już po prostu taka jest. A co do Margo to traktuje mnie trochę tak jak powietrze. Przyznam, że jest to nieco denerwujące, bo jak dotąd byliśmy przyjaciółmi i nie chciałam tracić kolegi, ale co tam. Może z czasem mu przejdzie? Skupię się może na Elce. Dzisiejszego popołudnia zauważyłam, że znów wymyka się nad strumyk, więc ukradkiem ruszyłam za nią. Gdy doszłyśmy na miejsce Eli zrobiła coś czego nikt z nas jeszcze nigdy nie ośmielił się zrobić. Przeskoczyła na drugi brzeg, czyli na teren Watahy pół-księżyca i zanurzyła się w mroku drzew. Zebrałam w sobie siły i pobiegłam czym prędzej za nią. Nie miałam pojęcia po co się wymyka i czułam się niezręcznie szpiegując własną siostrę, ale nie zawróciłam. Dotarłyśmy do niewielkiej, prostokątnej polanki osłoniętej ze wszystkich stron lasem. Elinor usiadła na jej środku, a ja ukryłam się w niedalekich krzakach. Czekałam. Wkrótce zobaczyłam jak z przeciwległej ściany lasu wyłania się Uran. Pomyślałam, że to dziwne, bo przecież ma zakaz wędrowania daleko od domu. Podszedł do Elki i powiedział:
- Fajnie, że przyszłaś. Mam coś dla ciebie. - wbiegł w gęstwinę drzew i po chwili powrócił z bukiecikiem kwiatów w zębach.
Eli zamachała lekko ogonem i przejęła od niego prezent.
Co za podrywacz, pomyślałam i dalej wsłuchiwałam się w rozmowę.
- Chodź za mną. Obiecałem ci, że coś ci pokażę i dotrzymam obietnicy. - odwrócił się i ruszył w kierunku przerzedzonych drzew.
Starałam się skradać najciszej jak umiałam, ale jesienne, suche liście niewiele mi w tym pomagały. W dodatku słońce już zachodziło i las powoli spowijała ciemność. Kiedy wyszliśmy z lasu widok, który zobaczyłam zaparł mi dech w piersiach. Uran prowadził nas na skałę wychyloną daleko w przód nad przepaścią i oświetloną blaskiem promieni słońca.
Oto widok, który się przed nią roztaczał:




Było tam cudownie!
Co on zamierza?, przemknęło mi przez głowę.
Oboje wyszli na skałę, a ja zostałam, ukryta za pniem rosłego dębu.
- To mój teren. - zaczął Uran. - Wszystko co tu widzisz, gdy dorosnę, będzie należało do mnie. Tak przynajmniej mówi mój tata kiedy mnie tu zabiera.
Wyprostował się dumnie, a Elinor z podziwem spojrzała na ten cudowny krajobraz.
- Łał! - wydusiła w końcu.
- Prawda? Chętnie pokazałbym ci o wiele więcej, gdyby nie sprzeczki naszych ojców. Zresztą, nie po to cię tu przyprowadziłem.
- w takim razie po co?
Spojrzał na nią i dotknął jej łapki.
- Lubię cię Eli i jeśli będzie to kiedyś możliwe, na pewno uczynię z ciebie przywódczynię stada. Chcesz być moją dziewczyną?
Elinor zabrakło tchu ze zdziwienia, żeby cokolwiek odpowiedzieć.
- Nie, przecież wie, że to zabronione. Przecież nie ośmieli się tego zrobić. Przecież, gdyby ktoś się dowiedział zostałaby wygnana ze stada. - wyszeptałam sama do siebie, ale po chwili na nic się zdały moje nadzieje, bo Elka w odpowiedzi trąciła jego nosek swoim!
- Ja również cię lubię, Uran. - powiedziała i przytuliła się do niego!
To było nie do pomyślenia! Jak ona odważyła się złamać prawo? Wszystkim dobrze wiadomo, że Uran zmienia dziewczyny jak sierść na zimę, więc jak zwykle to ja będę ją musiała pocieszać jeśli głupek da jej kosza.
Późnym wieczorem wróciłam ukradkiem do domu, a Eli godzinę po mnie. Przyznam jednak, że kiedy patrzyłam na ten niezwykły teren obudziła się we mnie żądza przygód. Zapragnęłam ujrzeć to co znajdowało się ukryte za skalną półką. Tam, skąd padało na dolinę słońce. Ale z drugiej strony, mogłabym się nieźle narazić ojcu. Chwila, ale od kiedy ja go słucham? Może niedługo tam pójdę? I jeszcze coś. Kiedy tak spoglądałam na tych dwoje nawet zazdrościłam Elce. Co ja poradzę, że od urodzenia jestem nieuleczalną romantyczką? W każdym razie jakoś będzie i na pewno nie odpuszczę, i za wszelką cenę dotrę do tego miejsca, jak na razie ukrytego przed moim wzrokiem.